28.02.2015

Polewa czekoladowa z żelatyną

Długo kombinowałam, żeby znaleźć doskonałą polewę czekoladową. Zwykła czekolada była po zastygnięciu zbyt twarda, inne polewy albo nie chciały stwardnąć, albo nie odpowiadał mi ich smak. Ale dzisiaj miałam okazję przetestować polewę na cieście przed-urodzinowym dla znajomej i okazało się, że polewa z dodatkiem żelatyny jest najlepszym rozwiązaniem, gdy mamy do pokrycia duże ciasto. Jest gładka, błyszcząca, dobrze smakuje, ma trochę galaretowatą konsystencję, daje się równo kroić i szybko tężeje. Pewnie ze względu na tą szybkość nie będzie nadawała się do misternego oblewania pojedynczych ciasteczek, ale na duże powierzchnie jest świetna.

Składniki:
6 łyżek zimnej wody
2 łyżeczki żelatyny
250 g masła
10 łyżek cukru pudru
5 łyżek kakao
6 łyżek mleka/śmietany
ewentualnie dowolny olejek zapachowy

Wodę i żelatynę wymieszać w garnuszku, powoli podgrzewając (ale nie gotując) do całkowitego rozpuszczenia. Dodać masło, rozpuścić.
Cukier puder i kakao wymieszać, dodać mleko/śmietanę, wymieszać na gładką masę. Można dodać aromat.
Wlewać ciepłe masło z żelatyną cienkim strumieniem, mieszając. Na początku może się wydawać, że tłuszcz się oddziela, ale wystarczy mieszać dalej - masa połączy się, zgęstnieje, stanie się gładka i zacznie tężeć - wtedy trzeba szybko wylać na ciasto (wylałam na środek - polewa właściwie sama się rozlała po cieście). Po jakichś 3 minutach nie dała się już rozsmarowywać, trzeba więc pracować szybko. Na zdjęciu poniżej widać kuleczki: te położone wcześniej zatopiły się w polewie, te położone chwilę później już nie.

Podana wyżej ilość składników wystarczyła do oblania słuszną porcją ciasta z blaszki 20x30 cm.

Na wierzch tortu o średnicy 27 cm wystarczy połowa porcji.




27.02.2015

Klasyczna babka parzona

Gdy mam ochotę na coś pysznego, a jednocześnie nie bardzo chce mi się szukać nowych przepisów, sięgam po sprawdzony przepis na babkę parzoną. Chyba w każdym domu jest takie ciasto, co to pojawia się na stole od zawsze i w każdej sytuacji: do kawy parzonej, za którą trzeba było stać godzinami w kolejkach, na wszelkich imieninach, kiedy to znika szybciej, niż tort i jako najsmaczniejsze drugie śniadanie w szkole, gdy jakiś kawałek został z niedzieli. U mnie to była właśnie babka parzona. Nie mogłam nie przerobić Jej Wysokości na bezglutenową.

Składniki:
5 jajek
1 szklanka cukru (ja dałam pół na pół z moim domowym, waniliowym)
1/2 szklanki mąki ryżowej
1/2 szklanki mąki kukurydzianej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
250 g masła
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej lub 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki kakao



Masło roztopić w rondelku. Jajka ubić z cukrem przez około 10 minut, aż podwoją objętość. Dodać przesiane mąki, delikatnie wymieszać. Dodać wrzące masło (sparzyć ciasto), wymieszać. Następnie dodać sodę/proszek do pieczenia i również delikatnie wymieszać. Połowę ciasta wlać do foremki (u mnie tym razem dwie małe, silikonowe keksówki - lepiej wychodzi jednak w jednej dużej keksówce lub okrągłej formie), do drugiej połowy dodać kakao i wymieszać. Wlać na białe ciasto - ciemne jest cięższe, więc i tak opadnie na dno. 

Piec w 180 stopniach przez 45-50 minut.

Rekord czasowy od pomysłu do zjedzenia ostatniego okruszka to u mnie jakieś półtorej godziny.

26.02.2015

Orzechowa kasza jaglana z bananami



Mój sposób na śniadanie dla dwojga?

1/2 szkl. kaszy jaglanej - przelewam wrzątkiem, aby pozbyć się goryczki
szczypta soli
około 0,5 l. dowolnego "mleka" orzechowego

Gotuję pod przykryciem około 20 minut.
Dzięki dodatkowi roślinnego mleka kasza ma orzechowy smak.
A potem dodaję pokrojonego banana, łyżeczkę dżemu truskawkowego - u mnie domowy, niskosłodzony, oraz miód do smaku.

Przepyszne śniadanie!

24.02.2015

Ptysie bezglutenowe

Zaczynając bezglutenową przygodę rzuciłam się na zastępowanie w przepisach mąki pszennej innymi mąkami. Rzeczywistość szybko postawiła mnie do pionu: karpatka, którą upiekłam beztrosko zastępując mąkę pszenną mąką jaglaną, została eufemistycznie ochrzczona "pojezierzem mazurskim". Na długo wyleczyłam się z ciasta parzonego, ale od pewnego czasu znów zerkałam w jego kierunku. 

I nadszedł dzień, o którym pomyślałam: to jest TEN dzień.

Upiekłam bezglutenowe ptysie!

Jest to przepis na bezglutenowe ciasto parzone (ptysiowe) bez użycia gotowych mieszanek w rodzaju Schära. 

Składniki:
1 szklanka wody
125g margaryny
1/3 szkl. gryczanej (następnym razem spróbuję pomieszać tylko ryżową i kukurydzianą)
1/3 szkl. kukurydzianej
1/3 szkl. ryżowej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
szczypta soli
5 jajek

Wodę zagotować z margaryną, do wrzącej dodać dobrze wymieszane ze sobą mąki i sól, mieszać do momentu, aż ciasto będzie gładkie. Ja potraktowałam powstałe grudki blenderem. Przestudzić. 
Dodać jaja i wymieszać. 
Nakładać kleksy łyżką na blaszkę i piec w 200 stopniach z termoobiegiem ok. 25-30 minut.

Ptyśki są w zasadzie w porządku. Całkiem dobrze wyrosły, w środku są upieczone, niektóre z charakterystyczną dla ptysi "nadmuchaną dziurą", a niektóre wyglądają w środku jak całkiem niezłe bułeczki:



Ze względu na to, że był to eksperyment, przełożyłam najprościej, jak się dało: 

1 budyń ugotowałam w 0,5 l mleka, przestudziłam
1/2 kostki masła utarłam z 3 łyżkami cukru pudru, następnie dodawałam małymi porcjami budyń. 
Gotową masą przełożyłam przekrojone ptysie. Właściwie masy wyszło za mało, więc następnym razem muszę zrobić z podwójnej porcji. 

Samo ciasto nie wyszło tak pyszne, jak z mąki pszennej. Nie dodaje się do niego cukru, więc nie jest słodkie, dodatkowo jest ciężkie (jak na ptysie) i trochę przypomina razowe wypieki, co zapaliło u mnie lampkę, że może by tak spróbować ptysie z wytrawnym nadzieniem?

A najważniejsze z tej lekcji: bezglutenowe ciasto parzone też wychodzi!





23.02.2015

Karp wędzony

 Wpaść w połowie lutego na połów karpia? Akurat likwidowano okoliczny staw i odławiano resztkę (nie)szczęśliwców, którym nie było dane znaleźć się na wigilijnym stole. A że sezon nie po temu, to karpie dostaliśmy również w niesezonowej cenie. Do tego już wypatroszone, więc nic, tylko włożyć do zalewy i po kilku dniach uwędzić w wędzarni w ogródku. 

Przepis należy do tajnych przepisów męża i taty, którzy po kryjomu spiskują najpierw przy rozdrabnianiu ziela angielskiego, a później przy przygotowywaniu drewna do wędzarni i oczywiście przy samym wędzeniu. Dlatego dziś tylko zdjęcia na smaczek. 

A smaczek? Boski! Niektórzy twierdzą, że mięso karpia nie jest smaczne. Moim zdaniem wędzony karp bije na głowę inne ryby!

Łatwo przyswajalne białko, nienasycone kwasy tłuszczowe, niezbyt duża kaloryczność, witaminy B, A i D - to taki bonus od naszego zaimportowanego z Chin kolegi. Jeżeli tylko ktoś ma okazję, polecam spróbować!

21.02.2015

Mleko z nerkowców

Bardzo popularne ostatnimi czasy stały się przeróżne "mleka" roślinne. Próbuję i ja, choć moim zdaniem woda, która powstaje ze zmielenia w niej orzechów, jest ciągle tą samą wodą, tylko że mętną i o bardzo delikatnym smaku. Nic a nic nie ma to niestety wspólnego z mlekiem. Jedyne słuszne zastosowanie "mleka", jakie udało mi się odkryć, to ugotowanie na nim jaglanki. Kasza faktycznie przechodzi smakiem orzechów lub kokosu i smakuje ciekawiej. 

Dzisiaj dałam szansę moim ulubionym nerkowcom.

1 szklankę orzechów zalałam wodą źródlaną i odstawiłam na 1 dzień. 
Następnie przecedziłam orzechy, wsypałam je do blendera, zalałam 2 szklankami czystej wody źródlanej i zmiksowałam przez dłuższą chwilę. Powstałą papkę odcedziłam, zalałam ponownie 1 szklanką, znów zmiksowałam i jeszcze raz odcedziłam. 

Mleko, a raczej woda, nie zachwyca smakiem. Zapach już lepiej. A i z pozostałą papką zmielonych orzechów też mam problem - straciły smak orzechów, w sumie to nie wiadomo, co z tym zrobić. Próbowałam wcześniej z orzeszków ziemnych zrobić kruche ślimaczki, z pozostałości po orzechach włoskich - ciasteczka orzechowe, a co zrobię z nerkowców - jeszcze przemyślę.

Pewnie jak ktoś ma problem z laktozą, może się ratować takimi "mlekami". Dla mnie zachwyt internetowego światka nad domową produkcją mleka roślinnego pozostaje wciąż zagadką.





20.02.2015

Herbatniki daktylowo-imbirowe


Odkąd zobaczyłam je w Lisiej Kawiarence wiedziałam, że to będzie mój następny wypiek. Intuicja podpowiadała mi, że herbatniki okażą się hitem i wcale się nie pomyliła! Pyszne herbatniki w prawdziwym tego słowa znaczeniu - trochę twarde, niezbyt słodkie (a wręcz w ogóle nie słodkie), o przyjemnym, daktylowym smaku i z wyraźnie wyczuwalnym, rozgrzewającym imbirem. W sam raz do herbatki w lutowe popołudnie!

W oryginale występuje mąka amarantusowa. U mnie akurat nie było, więc zastąpiłam ją innymi. Podobnie jak mielone orzechy.

Składniki na 3 blaszki:

- 2/3 szklanki mąki ryżowej
- 1/4 szklanki mąki kukurydzianej
- 1/2 szklanki mąki gryczanej
- 2 kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 70 g zimnego masła
- 2 garści orzechów włoskich
- 1/2 szklanki daktyli (u mnie 100g)
- 1 jajko
- 1 łyżka miodu
- ok. 1/4 szklanki wody (dodałam tej, w której moczyły się daktyle)
- pół łyżeczki imbiru (lub cynamonu)
- szczypta soli

Daktyle zalać wrzątkiem i odstawić na pół godziny.

Mąki wymieszać wraz z sodą oraz pokrojonym masłem.

Orzechy zmielić w blenderze. Dodać jajko, namoczone daktyle, miód, imbir i sól oraz około 1/4 szklanki wody. Wszystko zmiksowałam na gładką masę, dodałam do mąk i wyrobiłam ciasto. Gdy robiłam ciasteczka zgodnie z przepisem oryginalnym, moje ciasto wyszło za luźne, dlatego dodałam jeszcze dodatkową ilość mąki - w sumie wyszło wszystkiego tyle, ile podaję powyżej.
Ciasto schłodziłam w lodówce przez kilka minut (ale nie przez 30 min., jak podaje autorka - nie lubię potem rozwałkowywać tak twardego ciasta, więc zawsze odpuszczam sobie chłodzenie. Najwyżej schładzam już gotowe ciasteczka), rozwałkowałam na ok. 4 mm, wykrawałam serduszka i piekłam 12-13 minut w 200 stopniach. 

Następną serię koniecznie wypróbuję z cynamonem!



18.02.2015

Pavlova z kremem Baileys i granatem


Pavlova, na którą zawsze miałam ochotę. Białka, które trzeba było wykorzystać. I Baileys, który kusił. 
Składniki na bezę: 
6 białek
1 szklanka cukru pudru
1 łyżka mąki ziemniaczanej

Ubiłam białka, dodałam cukier i mąkę ziemniaczaną, wysuszyłam w 120 z termoobiegiem i... jestem tak niezadowolona z efektu, że już nic nie napiszę. Do bezy idealnej albo innej bezy idealnej nawet wstyd porównywać. Wstyd porównywać do jakiejkolwiek bezy... A zawsze mówię: do bezy trzeba się przyłożyć potrójnie! 

No nic, beza-baza nie wyszła, za to krem jak najbardziej:
















Składniki na krem: 
300 ml śmietanki 30% 
3 kopiaste łyżki cukru pudru
3 łyżki likieru Bayleys
1 łyżka kawy rozpuszczalnej w proszku (nie w granulkach)

Ubić śmietankę, dodać cukier, likier, kawę w proszku, delikatnie wymieszać. 

A na wierzch pasuje doskonale granat. 

Tymczasem zbieram białka do następnego podejścia. 


17.02.2015

Okoń morski

 Okonia morskiego kupiliśmy na próbę i zrobiliśmy go dokładnie tak samo, jak ostatniego pstrąga.  Nawet zdjęcia są podobne. Jedyna różnica, to pieczenie 40 minut w 180 stopniach oraz użycie masła klarowanego zamiast zwykłego. Tym samym rozrzuciłam trochę pereł przed wieprze, bo ghee nie wpłynęło w żaden sposób na smak. 
Okoń nie rozpieścił jakoś wyjątkowo moich kubków smakowych. Był smaczny, to racja, ale bez szaleństw. Ale ze względu na malutkie łuski, które plątały się pomiędzy widełkami widelca i to, że po kilkunastu minutach zimna rybka nie smakowała już tak dobrze, chyba nie powtórzę tego wyczynu.



Lekcja na przyszłość? Podgrzewać talerze. Koniecznie. 

16.02.2015

Czekoladowa babka... hm, rumowa?


 Kolejna babka z Moich ulubionych Wypieków, choć ta mnie nie powaliła na kolana. Mocno czekoladowa, lekka, ale nie puszysta babka z dodatkiem alkoholu, który w ogóle nie jest wyczuwalny. W wersji bezglutenowej mąka gryczana jest za bardzo dominująca. Dodatkowo ciasto pękło i wydawało mi się zbyt suche. Dlatego następnym razem zrobię ją ciut inaczej.

Składniki:
2/3 szkl. mąki kukurydzianej
2/3 szkl. mąki ryżowej
2/3 szk. mąki gryczanej - następnym razem zamiast gryczanej użyję jakiejś innej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 1/2 łyżki kakao
2 łyżki płatków owsianych, moim zdaniem zbędne
                                            - suche składniki wymieszać.

1 szkl. cukru (dałam mniej, ale powinna być jednak pełna szklanka)
3 jajka
150 g ciepłego masła
100 g gorzkiej + mlecznej czekolady
1/2 szkl. mleka
3 łyżki rumu - dodałam Soplicę orzech laskowy. Nie był nic a nic wyczuwalny
Aromat rumowy - nie był wyczuwalny

Czekoladę roztopić i przestudzić. Masło utrzeć z cukrem, dodawać po kolei jajka. Do masy dodawać wymieszane, suche składniki na przemian z mlekiem, rumem (innym alkoholem) i aromatem rumowym, wymieszać. 

Piekłam w 170 stopniach przez 40 minut, następnie w 190 stopniach przez 15 minut. Następnym razem skrócę jednak czas pieczenia albo utrzymam 170 stopni. 




14.02.2015

Szklanka mleczka na sen



Tak proste, a cieszy po pracowitym dniu. Soplicówka orzech laskowy z... mlekiem. I koniecznie z kilkoma kostkami lodu.  Aby po nocach nie śnić o podpalaniu zleceniodawców. 

"Nienawidzę walentynek"



 - słyszę od kilku dni. Chyba stało się to modne, ale nie jestem pewna, już dawno nie nadążam za trendami.

Cóż, jeżeli komuś nie szkoda energii na to, żeby czegoś nienawidzić, to niech sobie nienawidzi. Wczorajszego piątku 13 też pewnie nienawidził. Tłusty czwartek może jakoś uszedł, ale już tłustoczwartkowy wieczór musiał upstrzyć mu sumienie plamami tłuszczu, więc też na minus. A jutrzejszej niedzieli 15 będzie nienawidził już rutynowo.

To miłego różowego dnia wszystkim!


13.02.2015

Kiełki fasoli mung

Ostatnio kupiłam fasolę mung. Kilka razy ładnie mi się udała, ale nie wiem, dlaczego tym razem nie skiełkowała dobrze. Korzonki owszem, pokazały się, ale liścienie już za nic nie chciały. Ziarenka stały się tak miękkie, że w końcu w kiełkownicy była jedna wielka miazga. Małe co nieco można było wybrać, ale nie jestem zadowolona.

Lubię te kiełki jeść podsmażone w jakimś a`la woku, tym razem była mi dana jedynie kanapka.



I nie mam pojęcia, co zrobiłam nie tak. Może jakość kiełków była zła? A może nie powinnam ich codziennie przepłukiwać?

12.02.2015

Babka kokosowa z nutką pomarańczy

Pyszna, kokosowo-pomarańczowa (lub jak w oryginale - cytrynowa) babka ucierana. Ciężka, wilgotna, z wyraźnym smakiem kokosu i wyczuwalną nutką pomarańczy. Dla mnie w sam raz.

Przepis ze sprawdzonych Moich Wypieków, praktycznie bez zmian, choć przechrzczony na bezglutenowy i z dodatkiem skórki pomarańczowej, bo cytryny akurat wyszły.

Składniki:
- 1/2 szkl. mąki gryczanej
- 1/2 szkl. mąki kukurydzianej
- 1/2 szkl. mąki ryżowej
- 1/2 szkl. mąki ziemniaczanej
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 i 1/2 szkl. wiórków kokosowych
- 1 szkl. cukru (u mnie waniliowy domowy)
- 1 szkl. oleju (następnym razem dodam mniej)
- 5 jaj w temperaturze pokojowej
- 1 szkl. mleka w temperaturze pokojowej
- otarta skórka z połowy pomarańczy (w oryginale z cytryny)

Cukier i olej miksujemy, dodajemy po jednym jajku i ubijamy, aż masa będzie w miarę gęsta. Mąki, sodę, wiórki kokosowe mieszamy, dodajemy 1/3 mąki do jajek, mieszamy szpatułką (ja przeczytałam bez zrozumienia i miksowałam wszystko dalej - nie zaszkodziło to babce, ale następnym razem będę uważać. Rady autorki Moich Wypieków są dla mnie jak X przykazań!), następnie połowę mleka, znów wymieszać, i tak kolejno mąkę i mleko. Na końcu dodać skórkę z cytryny/pomarańczy. 

Piekarnik rozgrzać do 160 stopni, ja piekłam 1 godzinę i 15 minut. Ciasto jest bardzo tłuste i trochę przyczepiło mi się do mojej silikonowej foremki, do której zazwyczaj nic nie przywiera. Muszę zostawiać go trochę dłużej do wystudzenia.







11.02.2015

Falafle

Falafle.
Podejście trzecie.
Pierwsze się rozsypały na patelni.
Drugie wybuchły i przez tydzień zbieraliśmy resztki z firanek.
Mądrzejsza o dwa doświadczenia, z pieśnią "do_trzech_razy_sztuka" na ustach, namoczyłam przez noc 250 g ciecierzycy...

Składniki:
- 250 g ciecierzycy
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- przyprawy: sól, pieprz, pieprz ziołowy, chili, curry, odrobina kuminu, odrobina kardamonu.
(- należałoby dodać jeszcze natkę pietruszki, ale nie miałam)
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

oraz masło klarowane do smażenia.

Ciecierzycę namoczyć w podwójnej ilości wody całą noc. Następnie odsączyć i surową (w przeciwnym razie kotleciki się rozsypią) przekręcić przez maszynkę do mięsa razem z cebulą i czosnkiem. Blender tutaj niestety nie spełni dobrze swojego zadania.
Dodać przyprawy, sodę oczyszczoną, wymieszać i odstawić na pół godziny.
Formować placuszki, mocno je ściskając. Następnym razem zrobię bardziej płaskie niż te na talerzu.
Smażyć na patelni do zrumienienia, Uwaga ze smażeniem na głębokim oleju - na kulkach robi się twarda skorupa a ciśnienie w środku rozsadza fajdafle falafle.

Podałam z surówką z selera, a sos zrobiłam z majonezu i jogurtu w proporcjach 1:1, doprawionym solą, pieprzem i pieprzem ziołowym. Ech, gdyby już były świeże zioła...

9.02.2015

Domowy antyperspirant

Zaraz po tym, jak narodziła się w mojej kuchni fascynacja zdrowym, naturalnym jedzeniem, zadałam sobie pytanie: no dobrze, a co z łazienką? O ile zwracam coraz częściej uwagę na dodatki chemiczne w tym, co bierzemy do ust, o tyle wszystko, czym traktuję swoją skórę, włosy, paznokcie jest przeze mnie - powiedzmy - akceptowane. A przecież przez skórę wchłaniamy ogromne ilości składników! Nie zdawałam sobie do niedawna sprawy, jak niektóre kosmetyki mogą być dla nas szkodliwe.
Weźmy taki antyperspirant. Dla niektórych użytkowników komunikacji publicznej nie jest on obowiązkiem i okazuje się, że... ratują sobie skórę. W większości dezodorantów, tak beztrosko reklamowanych w telewizji i w czasopismach, jest składnik-tabu, który obkurcza nasze gruczoły potowe i owszem, dzięki temu nie pocimy się jak stado pasażerów PKSu w lipcu, ale zaburzamy naszą naturalną termoregulację (po coś jednak się pocimy!). Mowa o solach aluminium (np. aluminium chloride, generalnie wszystko, co "alu" i "giń" "glin"). Sprawdźcie, czy jakikolwiek dezodorant w Waszej łazience nie ma w składzie glinu. Typuję, że nie znajdzie się wiele takich...

Ale pół biedy termoregulacja! Okazuje się, że i Alzheimer, i rak piersi, i kilka innych chorób można powiązać z aluminium. Z resztą jest tutaj cały artykuł na ten temat.

Przeraziłam się po trzykroć: po pierwsze, bo używałam 20 lat dezodorantów i pewnie mogę już poszukać w sobie objawów Alzheimera. Po drugie: bo tak niewiele jest informacji na ten temat, że trzeba celowo ich szukać i nikłe są szanse, że jakaś nastolatka trafi przypadkiem na rozsądnie napisany tekst i weźmie sobie do serca ostrzeżenia. I po trzecie: to co teraz, dołączyć do klubu tych stereotypowych użytkowników komunikacji publicznej? 

Nie.

Plątałam się tak jeszcze w sieci jakiś czas, aż natrafiłam na rozwiązanie: domowy antyperspirant. Prosty, bezpieczny, robi się w minutkę z produktów, które są w każdym domu, a co najważniejsze - skuteczny! 


Składniki
- dwie części dowolnego kremu, tylko nie tłustego - będzie nam brudził ubrania. Można też spróbować z olejem kokosowym, ale ten to dopiero jest tłusty! To będzie nasza baza
- jedna część mąki ziemniaczanej (wchłania nadmiar wilgoci)
- jedna część sody oczyszczonej (zapobiega brzydkim zapachom)
- można dodać jakiś pachnący olejek, ale nasz antyperspirant w wersji bezzapachowej można będzie bez obawy łączyć z ulubionymi perfumami.

Wszystko mieszamy, gotowe. 


Byłam najpierw sceptyczna, czy aby na pewno działa lepiej niż Fa i inne Rexony. Przetestowałam przez jedno popołudnie z nosem wyczulonym na wszelkie odchylenia od normy. Było ok. Następny cały dzień spędziłam na mieszance - nic. Dzień trzeci: odważnie wsiadłam do samochodu, a był środek lata. Brzydkiego zapachu ani, ani. I próba ognia: całodzienna, męcząca wycieczka w góry. Byłam zachwycona, gdy okazało się, że spisuje się o wiele lepiej, niż te wszystkie cudowne antyperspiranty!

Parę dni wcześniej kupiłam jakąś Rexonę. Stoi sobie tak do dzisiaj i radośnie zasycha...




Bezglutenowe oponki z serem

Raz po raz odkrywam, że coś SIĘ DA. Oponki z mąki bez glutenu też wychodzą świetnie! Przepis z tej strony, trochę zmieniony u mnie. 

Składniki:
- 250 g twarogu
- 150 g mąki kukurydzianej
- 100 g mąki ziemniaczanej
- 2 żółtka
- 125 g jogurtu (lub śmietany)
- 3 łyżki cukru waniliowego (u mnie: domowego)
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 3 łyżki alkoholu (u mnie: śliwowica)

- olej do smażenia

Twaróg, cukier i żółtka zmieliłam blenderem na gładką masę. Dodałam mąkę, jogurt, sodę i alkohol, wyrobiłam ciasto. Nie lepiło się za bardzo do rąk, więc podsypywałam tylko minimalnie przy rozwałkowywaniu. 
Rozwałkować (na ok. 1cm), wycinać duże koła, a w środku mniejsze (u mnie kieliszkiem wyszły jednak za duże - powinny być jeszcze mniejsze. Następnym razem muszę zrobić dziurki czymś innym). Smażyć na głębokim oleju, niezbyt gorącym (u mnie na połowie mocy palnika), żeby miały czas upiec się w środku
. Kłaść na papier do odsączenia, posypać cukrem pudrem.

Oponki smakują bez zarzutu, mają lekki, wyrośnięty miąższ (rosną podczas smażenia), nie są zbyt słodkie. Najlepsze oczywiście na ciepło. 
Gdybym miała wybierać pomiędzy ostatnio przetestowanymi pączkami, a tymi oponkami, to zdecydowanie wybieram ten przepis.


8.02.2015

Bakłażan faszerowany komosą


Wegetariańskie, proste i pożywne danie, które właściwie można kombinować z dowolnymi warzywami. U mnie:

- 2 bakłażany
- 1/2 szklanki komosy ryżowej (quinoa)
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżka masła klarowanego
- 1/2 kostki rosołowej (bio)
- kilka pomidorów suszonych,
- ewentualnie por, mrożone warzywa itp.
- sól, pieprz, sos sojowy
- oliwa z oliwek
- ser



sos: 
- 2 łyżki majonezu
- 2 łyżki jogurtu
- sól
- pieprz
- dowolne zioła


Bakłażany wydrążyć, skropić oliwą, oprószyć solą, włożyć do piekarnika (170 stopni, ok. 20 minut). 
Komosę sparzyć wrzątkiem, zalać 1,5 szkl. wody, gotować ok. 20 minut. 
Cebulę i czosnek pokroić i zeszklić na maśle. Dodać wydrążony środek bakłażanów, połowę kostki rosołowej, pokrojone pomidory (ewentualnie inne warzywa), przyprawy  i sos sojowy. Gdy warzywa zmiękną, dodać ugotowaną komosę, wymieszać i poddusić jeszcze chwilkę.

Faszeruję bakłażany, na każdy daję plasterek sera żółtego lub pleśniowego, wkładam jeszcze do piekarnika, aby ser się stopił.
Podaję z sosem.




7.02.2015

Chleb na zakwasie - glutenowy

Nastał czas na wykorzystanie zakwasu żytniego. Grzeszny Glutenowy chleb przenny, bo zatęskniłam do takiego pysznego, kwaskowatego chleba, a że W kuchni bez glutenu też ostatnio się eksperymentalnie pojawił, więc zrobiłam i ja. 

Tutaj również przypomnę, że jest teoria, że podczas długiego wyrastania chleba na zakwasie gluten w jakiś sposób się neutralizuje. Nie wiem, czy łańcuchy gliadyny i gluteiny się rozpadają, czy w jakiś inny sposób ten gluten ma być neutralizowany - w każdym razie informacje znalazłam tu, a tu filmik po angielsku. Dodatkowo przetrząsając literaturę w postaci stałej natknęłam się na podobną informację u pani Bożeny Kropki w książce "Pokonaj alergię" (wydanie IV, uzupełnione, rozdział "Krok I. Regeneracja jelit. Wypiek chleba" str. 41). Autorka pisze, że gdy zastąpimy mąkę glutenową w 70% mąką bez glutenu, fermentacja spowoduje, że chleb będzie bezpieczny dla osób z nietolerancją glutenu. W podanym niżej przepisie mąki pszennej jest więcej.

Zaznaczę, że my nie jesteśmy alergikami i nic nam się nie stanie, gdy od czasu do czasu gluten się u nas pojawi. U mojej siostry występuje po glutenie delikatna pokrzywka, która niestety po zjedzeniu tego chlebka (tylko z większą zawartością mąki pszennej, niż podaję w przepisie), też wystąpiła - ale czy jest to spowodowane akurat zjedzeniem tego chleba, nie jest pewne. 

Ale do roboty:




Składniki:
- 300 g aktywnego zakwasu żytniego (czyli dokarmionego 1 dzień wcześniej - wtedy zakwas najlepiej pracuje)
- 250 g mąki pszennej (następnym razem przetestuję, jak udaje się chleb bez tej mąki)
- 250 g mąki gryczanej
- 100 g mąki kukurydzianej
- ok 400 ml wody
- 1 łyżeczka soli
- dowolne ziarna: słonecznik, siemię, pestki z dyni, czarnuszka, kminek, sezam...
- czas. Dużo czasu.

Wszystko wrzucam do miski  i mieszam mikserem na wolnych obrotach około 10-15 minut - gluten z mąki pszennej tego właśnie potrzebuje. 

Przekładam do natłuszczonej keksówki, którą dodatkowo obsypuję otrębami gryczanymi, spryskuję olejem (pierwszy przykryłam ściereczką, ciasto urosło i przykleiło się do niej, a gdy próbowałam oderwać - opadło. Zakalca nie było, ale to już nie to samo), zostawiam w ciepłym miejscu i... zapominam. Na 10-12 godzin. Ten chlebek rósł 12 godzin. 
Rozgrzewam piekarnik ma maxa - 250 stopni w standardowym piekarniku. Do środka daję miseczkę z zimną wodą, żeby w środku zrobiła się para - wtedy skórka nie spiecze się zbyt szybko, co umożliwi odparowanie wody ze środka ciasta i nie zrobi się zakalec. Piekę tak 20 minut, a później zmniejszam temperaturę do 200 stopni i piekę jeszcze 30 minut. Po tym czasie wyciągam chleb z keksówki i jeżeli tego wymaga (stukam w spód, powinien być jakby "pusty" w środku), dopiekam jeszcze około 10 minut w wyłączonym piekarniku.

Szkoda, że tak pyszny chleb musi tak rzadko gościć na naszym stole. Może jakoś uda mi się sprawdzić zawartość glutenu w nim i może okaże się, że możemy chleb bezpiecznie jeść? 
Mam trzy życzenia, którymi podzielił się ze mną mój znajomy - miał ostatnio urodziny i stwierdził, że nie wykorzysta wszystkich 274 życzeń, jakie dostał, więc oddał mi trzy. W takim razie jedno już wypowiedziałam!



6.02.2015

Szarlotka z pianką

Moja piwnica pęka jeszcze od zeszłorocznych przetworów, więc przytargałam dwa wielkie słoje jabłek. Szarlotka!

Składniki
- 3 szklanki mąki bg
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 1/2 szkl. cukru do ciasta
- 1/4 szkl. cukru do białek
- 1 łyżka cukru waniliowego (używam domowego, nie wanilinowego)
- 200 g zimnego masła
- 4 jajka (oddzielnie żółtka i białka)

oraz dwa duże słoiki jabłek - ja zaprawiam już starte i przyprawione cukrem i cynamonem, wystarczy otworzyć słoik i wyłożyć na ciasto. W innym wypadku trzeba pofatygować się z obieraniem jabłek (ok. 2 kg), tarciem i przesmażeniem ich z przyprawami.

Do jabłek dodałam jeszcze posiekane, podprażone na patelni orzechy laskowe (włoskie też będą dobrze smakowały).

Zagniatam ciasto z mąk, sody, 1/2 szkl. cukru, cukru waniliowego, masła, trzech żółtek i jednego całego jajka. Następnym razem chyba dam dwa żółtka i dwa jajka - ciasto trochę mi się kruszyło.
Gotowe ciasto dzielę na dwie nierówne części: mniejszą zawijam w folię i wstawiam do zamrażalnika, drugą wylepiam blaszkę 20x30 cm. 

Nagrzewam piekarnik do 200 stopni, w międzyczasie blaszka z ciastem chłodzi się w lodówce. Ciasto podpiekam przez 20 minut. 
Ubijam białka, pod koniec dodając cukier. Tutaj dodałam jeszcze czerwony barwnik - wiem, to nie eko, ale znów: dostałam zabawki, to się bawię. No i jest już walentynkowa, różowa pianka ;) 

Gdy spód się podpiecze, wyciągam z piekarnika i zmniejszam temperaturę do 170 stopni. Wykładam na ciasto jabłka z orzechami, a na to moją różową piankę. Na wierzch ścieram na tarce mniejszą porcję ciasta, którą odłożyłam do zamrażalnika. Nie starłam wszystkiego (i tak wydaje mi się, że za dużo), więc reszta poszła z powrotem do zamrażalnika i czeka na wenę.

Piekę jeszcze 35 minut w 170 stopniach. 

Pycha!

5.02.2015

Surówka z selera z orzechami laskowymi


Pyszna i zdrowa surówka z selera.

Składniki:
- 2/3 dużego selera
- 1 jabłko
- kilka daktyli
- garść orzechów laskowych
- sok z cytryny




Orzechy laskowe posiekać dość grubo i podprażyć na suchej patelni. Ja prażę na palniku na połowie mocy (mój palnik w skali 10-stopniowej ustawiam na 5) - choć zaleca się na wolnym ogniu, dla mnie jest to za wolno. 
Seler i jabłko obrać, zetrzeć na tarce. Skropić sokiem z połowy cytryny.
Daktyle pokroić na części wielkości połowy orzecha laskowego.

Wszystko zmieszać. I nakładać na talerze, najlepiej wybierając dla siebie największą możliwą ilość orzechów ;) 



W nieznane



Dobrze czasami zrobić coś, czego zazwyczaj nie robimy. Iść drogą, którą jeszcze nie szliśmy i udać się tam, gdzie nas jeszcze nie było. I dzięki temu odkryć nie tyle nowe miejsca, co zupełnie nieznane uczucia, jakie te miejsca mogą w nas wzbudzić.

Wyruszając muszę jedynie pamiętać, żeby skupić się na drodze, na każdym kroku i każdym mijanym kamieniu - wtedy zapomnę o codzienności, przewietrzę umysł, oderwę się od problemów.
I pamiętać, żeby otworzyć się na to, co dobre może mnie spotkać, ale jednocześnie niczego nie oczekiwać.

A z takim przewietrzonym umysłem, z sercem przepełnionym nowymi wrażeniami i ze świeżym powietrzem w płucach mogę na nowo zmierzyć się z zapyziałymi problemami. I choć wiem o tym doskonale, za każdym razem dziwię się, że potrafię tak szybko znaleźć rozwiązanie. 

Właściwie to z każdego dnia można sobie zrobić taką wędrówkę w nieznane...


4.02.2015

Chili na haju

Chili, cayenne, piri-piri? Co roku wysiewam, podlewam, zbieram, suszę - taka ostrość z własnego parapetu jest świetna w zimie. Nie tylko rozgrzewa, ale też przypomina o ciepłym lecie.

Papryczki zawierają kapsaicynę - związek, który odpowiedzialny jest za piekący, ostry smak. A im bardziej piecze - tym bardziej poprawia nam humor. Dlaczego? Nasz organizm odbiera pieczenie jako ból i automatycznie chce go uśmierzyć, a w tym celu wydziela endorfiny - hormony szczęścia. Skutkiem niejako ubocznym całego zamieszania jest nasza euforia :)

Od papryczek, a raczej kapsaicyny, też można się "uzależnić" - szybko przyzwyczajamy się do ostrości i potrzebujemy coraz więcej, żeby poczuć się lepiej. Ale wszystko ma swoje granice -  kapsaicyna w dużych ilościach jest trucizną. Na szczęście nikt nie jest w stanie zjeść tyle papryczek.
Co jednak, gdy nie jesteśmy przyzwyczajeni do ostrych przypraw i zdarzy nam się rozgryźć ostrą paprykę w pizzy lub posmakować ostrego sosu? Kapsaicyna jest rozpuszczalna w tłuszczach, więc niewiele tu pomoże picie wody (gdyby Smok Wawelski o tym wiedział...). Można ratować się chlebem nasączonym w oliwie lub wypić trochę tłustego mleka albo jogurtu. Związek rozpuszcza się też w alkoholu, nigdy nie przyszło mi jednak do głowy, żeby przetestować tą właściwość :) 

Za najostrzejszą papryczkę uznawana była do niedawna habanero, ale podobno przebiła ją Carolina Reaper. Ja tam nie wiem, czy będę miała kiedyś okazję to zweryfikować. Pewnie można umrzeć ze szczęścia.




Zakwas żytni





Natknęłam się ostatnio na takiego niusa (o, tutaj), że chleb z mąk glutenowych, który wyrasta na zakwasie odpowiednio długo, czyli minimum 8 godzin, a najlepiej cały dzień, już nie jest taki straszny. Pałeczki kwasu mlekowego podobno skutecznie neutralizują cały gluten. Nie znalazłam niestety jakichś dokładniejszych danych na ten temat na polskich stronach, ale nie trzeba mi dużo, żeby to sprawdzić na własnej obcej skórze.

W te pędy pobiegłam do mamy po zakwas. I dokarmiam. Glutenem. I zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Zachodzę tylko w głowę, jak tu sprawdzić, czy ciasto zawiera gluten, czy nie? Mógłby istnieć jakiś papierek lakmusowy, czy cóś. Na razie jedyny wiarygodny test, jaki przychodzi mi do głowy, to nakarmić tym jakąś osobę z celiakią, która się albo rozchoruje, albo nie :)

Jest co prawda jakaś wykrywająca gluty nalewka gwajakowa, ale w Polsce słyszała o tym jedynie Wikipedia.

AAAAAalergika w celach naukowych.

Wracając do zakwasu: mój jest już kilkuletnim, dojrzałym i zacnym zakwasem. Dokarmiam co dwa, trzy dni mąką żytnią i wodą. I nie wymaga to ode mnie specjalnych akrobacji: u mnie ma być prosto i szybko. Dwie, trzy łyżki mąki, chlus wody o przypadkowej temperaturze (tylko nie gorącej!), zmieszać i odstawić na parapet, a zakwas mimo tego surwiwalu rośnie i wspaniale pachnie. Moja teściowa robi zakwasowi jeszcze większą szkołę przetrwania: od razu dodaje soli, a chleb wychodzi jej ZAWSZE (wyrabiany raz 2 minuty, raz kwadrans, włożony raz do zimnego piekarnika, raz do nagrzanego, raz pieczony 30 minut, raz 90... Nie zrozumiem tego fenomenu - chleb wychodzi ZAWSZE. I do tego jest przepyszny).

Na początku diety bg próbowałam mój żytni zakwas przechrzcić na zakwas gryczany. Podobno można i chlebki wychodzą nawet ok, ale mój zakwas tak straszliwie śmierdział, że wyrzuciłam. Może tym razem spróbuję jeszcze raz?
Testowałam też ryżowy - ten znów był za delikatny, żeby podnieść ciężkie mąki.
Na razie zostaje mi testowanie żytniego. Jejku, gdyby plotka z bezglutenowym chlebem pszennym okazała się prawdą, to byłaby rewolucja! A może ktoś, coś?

3.02.2015

Miękkie ciasteczka orzechowe z nutką miodu

Testując wszelkie "mleka" orzechowe zostaje mi dużo papki z orzechów, którą trzeba jakoś zagospodarować. W sieci jest trochę przepisów na ciasteczka z wykorzystaniem orzechów, ale ja uparłam się dostosować przepis na popękane ciasteczka czekoladowe do zawartości mojej lodówki.

Składniki:
- 200 g papki z orzechów włoskich (pozostałość po mleku orzechowym - namoczone i zblendowane orzechy)
- łyżka miodu
- 80 g masła
- 1/2 szkl cukru
- 3 duże jaja
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 szklanki mąki (mieszanki mąk: u mnie 1 szkl. kukurydzianej, 2/3 szkl. gryczanej, 1/3 szkl. sojowej)
- szczypta soli
- olejek pomarańczowy (coś mnie podkusiło, żeby go dodać. Następnym razem go sobie daruję)

i cukier puder do obtoczenia lub posypania.

Masło stopić, dodać papkę z orzechów i miód, ja dodałam jeszcze kilka kropel olejku pomarańczowego*, który następnym razem albo zamienię na kandyzowaną skórkę pomarańczową, albo dodam jakiś inny. Białka ubić z odrobiną soli, dodawać po trochu cukru i ubijać dalej. Następnie dodać żółtka, zmieszać z białkami. Dodać do ubitych jajek masę orzechową oraz mąki i sodę. Wymieszać - masa jest płynna, należy odstawić ją do lodówki na minimum 4 godziny.

Po tym czasie formować kuleczki. Masa jest bardzo lepka, więc zastanowię się następnym razem, czy nie dodać jeszcze więcej mąki. 
Kuleczki obtaczałam początkowo w cukrze pudrze, ale cukier szybko namakał, więc darowałam sobie. 
Kulki najlepiej układać od razu na blaszce - nie wyrastają, więc nie trzeba zachowywać dużych odstępów - a blaszkę wstawić jeszcze do lodówki. Lepiej nie układać ich jedne na drugiej, bo kuleczki się skleją.
Nagrzać piekarnik do 190 stopni, do gorącego włożyć ciasteczka, ja piekłam 17 minut. 
Podczas pieczenia ciasteczka lekko pękają, prawie tak samo, jak czekoladowe.

Zaraz po upieczeniu są miękkie. Rozczarowało mnie, że nie pachną zabójczo orzechami - chyba to mleko orzechowe wyciągnęło z nich cały aromat. Pachniały pomarańczami. Smak najpierw nie powalił mnie na kolana, za to następnego dnia się rozwinął i co prawda podniebienia mi nie urywa, ale jest całkiem przyjemny, z wyczuwalną nutką miodu. Gdzie te orzechy?




Na ciasteczkach obtoczonych w cukrze pudrze zrobiła się cieniutka warstwa lukru. Ciasteczka bez lukru posypałam cukrem pudrem i do dzisiejszej kawy były wyśmienite.



*nie jestem zwolennikiem olejków zapachowych, ale dostałam kiedyś cały zapas od teściowej. A wyrzucania jedzenia (bądź co bądź) nie lubię jeszcze bardziej, niż tych olejków.

2.02.2015

Karmnik z butelki

Lubię ptaki w moim ogrodzie. W zimie jest ich wyjątkowo dużo, a z roku na rok przybywa. Na przykład mój ulubiony, nieco flegmatyczny grubodziób: jeszcze dwa lata temu przylatywał jeden i to okazjonalnie. W tym roku prawie mieszkają w moim karmniku całą trójką - pewnie mama, tata i syn :) 

Od dwóch lat mam też świetny patent na recyclingowy karmnik z butelki po mleku. Wystarczy w szyjce, możliwie najniżej, wywiercić dziurki, a zakrętkę przykręcić śrubką (koniecznie z nakrętką) do podstawki do doniczki. U góry jeszcze dwie dziurki, żeby przewlec drucik i zawiesić karmnik. Butelkę wkręca się szybciutko do nakrętki, wiesza na drzewie - i czeka z aparatem.
W zapasie mam drugą butelkę, którą mogę wypełnić słonecznikiem w domu i szybko wymieniam "naboje".

Jest to o tyle fajniejszy pomysł w porównaniu z innymi karmnikami z butelek, że patyczki nie wypadają, słonecznik nie spada na ziemię, większe ptaki też mogą usiąść, a ziarenka wyjadane są prawie do ostatniego.


 

Kuleczki amarantusowe



Z połowy puszki mleka kondensowanego trzeba szybko coś zrobić, póki się jej nie wyje bezczelnie łyżeczką.
Ulepiłam kulki.

Wystarczy do tego:
- połowa puszki mleka skondensowanego słodzonego,
- łyżeczka kawy rozpuszczalnej
- 1/2 łyżeczki kakao (rozmieszać najpierw w małej ilości mleczka)
- amarantus preparowany (z dmuchanego ryżu czy też gryki też na pewno wyjdzie)

Wszystko zmieszać, dosypując odpowiednią ilość amarantusa, żeby można było z masy ulepić kulki.
Całkiem niezłe wykorzystanie resztek.




1.02.2015

Pstrąg łososiowy z koperkiem



Niedzielny, polski tradycyjny obiad składa się ze schabowego i kapusty kiszonej. Nie wiem, jak my to robimy, ale u nas zawsze na opak. Więc dzisiaj - pstrąg łososiowy, 

Właściwie przepis jest prosty, ale ilekroć go robię, zawsze zapominam, jak długo powinien być w piekarniku.

Więc tak: świeży płat pstrąga nacieram solą, pieprzem oraz przyprawą do ryb (dostałam w prezencie od siostry świetny zestaw przypraw "do" z Grecji. Załamię się psychicznie, gdy mi się skończą. A potem pojadę do tej Grecji i kupię kilo tych przypraw).
Na rybę kładę plasterki masła i gałązki koperku, skrapiam sokiem z cytryny i białym winem. Zawijam szczelnie w folię aluminiową i piekę w 180 stopniach przez 30, maksymalnie 40 minutNa czerwono i pogrubione, żeby nie przeoczyć następnym razem, bo zawsze piekę dłużej i ryba się rozpada. 



Pyszne! Nawet mnie, która z koperkiem się nie przyjaźni, smakuje. I do tego w ogóle nie trzeba się zastanawiać, jak obejść gluten.