Składniki:
- 200 g papki z orzechów włoskich (pozostałość po mleku orzechowym - namoczone i zblendowane orzechy)
- łyżka miodu
- 80 g masła
- 1/2 szkl cukru
- 3 duże jaja
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 szklanki mąki (mieszanki mąk: u mnie 1 szkl. kukurydzianej, 2/3 szkl. gryczanej, 1/3 szkl. sojowej)
- szczypta soli
- olejek pomarańczowy (coś mnie podkusiło, żeby go dodać. Następnym razem go sobie daruję)
i cukier puder do obtoczenia lub posypania.
Masło stopić, dodać papkę z orzechów i miód, ja dodałam jeszcze kilka kropel olejku pomarańczowego*, który następnym razem albo zamienię na kandyzowaną skórkę pomarańczową, albo dodam jakiś inny. Białka ubić z odrobiną soli, dodawać po trochu cukru i ubijać dalej. Następnie dodać żółtka, zmieszać z białkami. Dodać do ubitych jajek masę orzechową oraz mąki i sodę. Wymieszać - masa jest płynna, należy odstawić ją do lodówki na minimum 4 godziny.
Po tym czasie formować kuleczki. Masa jest bardzo lepka, więc zastanowię się następnym razem, czy nie dodać jeszcze więcej mąki.
Kuleczki obtaczałam początkowo w cukrze pudrze, ale cukier szybko namakał, więc darowałam sobie.
Kulki najlepiej układać od razu na blaszce - nie wyrastają, więc nie trzeba zachowywać dużych odstępów - a blaszkę wstawić jeszcze do lodówki. Lepiej nie układać ich jedne na drugiej, bo kuleczki się skleją.
Nagrzać piekarnik do 190 stopni, do gorącego włożyć ciasteczka, ja piekłam 17 minut.
Podczas pieczenia ciasteczka lekko pękają, prawie tak samo, jak czekoladowe.
Zaraz po upieczeniu są miękkie. Rozczarowało mnie, że nie pachną zabójczo orzechami - chyba to mleko orzechowe wyciągnęło z nich cały aromat. Pachniały pomarańczami. Smak najpierw nie powalił mnie na kolana, za to następnego dnia się rozwinął i co prawda podniebienia mi nie urywa, ale jest całkiem przyjemny, z wyczuwalną nutką miodu. Gdzie te orzechy?
Na ciasteczkach obtoczonych w cukrze pudrze zrobiła się cieniutka warstwa lukru. Ciasteczka bez lukru posypałam cukrem pudrem i do dzisiejszej kawy były wyśmienite.
*nie jestem zwolennikiem olejków zapachowych, ale dostałam kiedyś cały zapas od teściowej. A wyrzucania jedzenia (bądź co bądź) nie lubię jeszcze bardziej, niż tych olejków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz