W domu przegrzebałam internet i trafiłam: masa pralinowa. I kilka przepisów, które oczywiście przetestowałam w ciągu miesiąca. Z lepszym bądź gorszym skutkiem. Ale dopiero tej jesieni udało mi się trafić na TĄ pralinkę, która tak mnie zachwyciła.
Przepis, właściwie bez moich zmian, bo doskonałego nie ma co ulepszać, jest z tej strony. Więc prawie kopiuję w całości, dodając moje uwagi "na zaś".
- 200 g orzechów laskowych
- 150-170 g cukru
- 1-2 łyżki miodu
- 1 łyżka wody
- szczypta soli
- Orzechy uprażyć w bardzo gorącym piekarniku, 200 stopni. Podczas prażenia od czasu do czasu zamieszać, żeby równo się uprażyły.
- Ostudzić orzechy, wsypać na czystą ściereczkę, zawinąć i pocierać o siebie, żeby złuszczyć skórkę. Nawet dobrze schodzi.
- Cukier,syrop,wodę i sól wrzucić do suchego rondla i ogrzewać cukier aż nabierze bursztynowego koloru. Absolutnie nie mieszać! Jedynie obracać rondlem - i ta rada jest chyba kluczem do sukcesu!
- Na końcu dodać orzechy.Nie mieszać!
- Kiedy cukier stanie się płynny i nabierze bursztynowego koloru całość wylać na formę silikonową (lub jak u autorki: papier) aby zastygł i stwardniał. Najlepiej, gdy nie stwardnieje do końca, lecz w środku zostanie miękki.
- Karmel z orzechami pokruszyć na małe kawałki a następnie zemleć wszystko na bardzo gładką masę przez maszynkę do mięsa.
Masa jest gładka z chrupiącymi kawałeczkami, doskonale się lepi i wałkuje. Można zawinąć w woreczek i przechowywać około miesiąc w lodówce, ale kto by tam tak długo wytrzymał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz